Z motywacją jest jak z wodą do życia, nie jesteśmy w stanie bez niej żyć.
Cześć Eric! Jak bardzo pragniesz sukcesu chciałoby się rzec. Właśnie widziałem twoje wystąpienie tutaj w Krakowie przed 10.000 ludzi, skąd Ty czerpiesz tyle energii?
Dzięki, ja po prostu ze w
szystkich sił wierzę w to co robię. Przyjechałem tutaj, by dać wam porządnego kopa do działania, bo każdy z nas potrzebuje motywacji. Nawet taki naród jak wasz, który przez lata był najeżdżany. Z motywacją jest jak z wodą do życia, nie jesteśmy w stanie bez niej żyć. Dzięki Eric, jest duży sens, w tym co mówisz. Niestety, ostatnio nastroje w naszym kraju nie są najlepsze. Motywacja zaczęła uchodzić za coś sztucznie pompowanego, coś co zaraz po wystąpieniu znika, a człowiek dalej jest w tym samym miejscu. Osobiście nie zgadzam się z tym stwierdzeniem, ale takie są opinie. Każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Wyjątkowość moich prezentacji polega na tym, że one wypływają z mojego serca. Nie obawiam się bycia transparentnym. Nie boję się mówić o mojej rodzinie, czy o swoich lękach. Nie boję się otworzyć i przedstawić światu mojej historii. Z doświadczenia z trudną młodzieżą wiem, że nic tak mocno nie zmienia jak ludzkie doświadczenia. Nikt nie dokona zmian w swoim życiu, jeśli nie poczuje impulsu, czyli motywacji. Jeśli w twoim sercu nie ma, dlaczego masz coś zrobić, nie ma opcji, nie ruszysz z miejsca. Dlatego twierdzę, że motywacja jest fundamentem życia i coś bez czego nie możesz się obyć.
Twoja historia to najlepszy przykład motywacji, jak to wyglądało?
Bolesny przełom w moim życiu zapoczątkowały „podwórkowe plotki” na temat mojej rodziny, a także szczere pytanie, skierowane do mamy, które miało zweryfikować ich prawdziwość: „Mamo, czy tata jest na pewno moim prawdziwym tatą?”. W odpowiedzi usłyszałem wtedy tylko krótkie „Nie”, które przez wiele kolejnych lat rozbrzmiewało niczym echo w mojej głowie. Miałem wówczas kilkanaście lat i szczerze załamałem się. Nie umiałęm poradzić sobie z emocjami, zacząłem sprawiać problemy w domu i w szkole. Pewnego razu, podczas kłótni z rodzicami, oznajmiłem im, że wychodzę, co zostało skwitowane komentarzem: „Jeśli wyjdziesz teraz – wiedz, że powrotu do tego domu już nie będzie.” Zamknąłem za sobą drzwi. Zaczął się mój etap samotności, bezdomności i poczucia bezsensu związanego z przerwaniem szkoły (co równoznaczne było z kresem wielkich marzeń o futbolu). Wtedy byłem święcie przekonany, że te wszystkie nieszczęścia – z bezdomnością na czele – spotkały mnie tylko dlatego, gdyż byłem święcie przekonany, że moja mama mnie nie chciała, a moje narodziny były następstwem jakiegoś bezsensownego „przypadku”. Dzisiaj uczulam innych na to, by kierowali się otwartością i mówieniem bliskim ludziom prawdy, nawet wtedy, gdy ta prawda może okazać się trudna.
Znam tą historię i wiem, że nie poddałeś się. Co było dalej?
Zdobywanie jedzenia ze śmietników i kra – dzieże w sklepach, podyktowane zwykłym głodem – to było dla mnie dno, z którego nie można było już niżej upaść. Za to można było się tylko odbić. W wieku kilkunastu lat zdałem sobie sprawę, że „zabawą w obwinianie” innych za swój los szkodzę tylko i wyłącznie sobie. Szybko odkryłem, że ma moc przekucia cierpienia i oskarżania w zdrową odpowiedzialność za siebie. Wtedy prawdziwie zaklikało! Zrozumiałem, że sam wpakowałem się w tarapaty, w których byłem i tylko sam mogłem się z nich wydostać. Ból jest chwilowy. Może trwać minutę, godzinę, dzień, albo nawet rok. Ale w końcu ustanie i coś innego zajmie jego miejsce. Jeśli jednak się poddam – ból będzie trwał nieustannie.
Wiem, że w końcu trafiłeś na studia. Jak do tego doszło?
Mój los zaczął się stopniowo zmieniać, gdy wreszcie zdecydował się wziąć go we własne ręce. Na mojej drodze zaczęli pojawiać się właściwi ludzie, a okoliczności w końcu coraz bardziej sprzyjały. Wtedy postanowiłem już zawsze kierować się zasadą: „Chcę być częścią czegoś dobrego”. Był to jednocześnie moment, gdy podjąłem decyzję o kontynuowaniu przerwanej wcześniej edukacji. Jednak na tym etapie jeszcze nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedyś zostanę mówcą… Dopiero na studiach „przez przypadek” odkryłem w czym może tkwić moje prawdziwe powołanie. Zafascynowała mnie działalność grupy kilkunastu młodych chłopaków o afroamerykańskich korzeniach – coś na wzór „bractwa”. W dodatku panowała wokół nich jakaś taka „pozytywna aura”, że bez zawahania zacząłem z nimi współpracować przy tworzeniu programów i wystąpień. Pewnego dnia jeden z członków grupy nie zjawił się na wystąpienie, które miał poprowadzić. Wtedy nagle poczułem, że to właśnie ja mógłbym zastąpić nieobecnego prelegenta. Mój pierwszy wykład został tak entuzjastycznie odebrany, że poczułem tę samą pasję, która mi towarzyszyła w dzieciństwie, kiedy grałem w futbol. W tym momencie, w wieku 19 lat, przekonałem się do czego zostałem stworzony i jaki mam dar do przekazania światu. „Występując na scenie czułem się jak jakiś super-człowiek, jak koleś z super mocami.” – opowiada E.T. o swoim pierwszym doświadczeniu scenicznym, a na jego twarzy maluje się szczery uśmiech. Tak oto narodził się prawdziwy talent. Po dziś dzień wystąpieniom moim przyświeca myśl: „Jeśli pragniesz sukcesu tak samo mocno jak pragniesz oddychać, UDA CI SIĘ – nie ma innej opcji. Jak bardzo pragniesz sukcesu? Dziękuję Eric za tą cudowną historię. Z pewnością będzie wielką inspiracją dla czytelników. Do zobaczenia Polsko! ■