Charytatywność jest źródłem cudownych uczuć. Zastanawiam się tylko, czy uczucia te wynikają z faktu, że dajesz komuś coś, czego dana osoba potrzebuje, czy może raczej karmisz swoje ego, dając komuś coś, czego masz nadmiar, a druga osoba nie ma w ogóle. Pytanie więc, czy tak naprawdę karmisz kogoś czy karmisz siebie? Ja wiem jak karmić marketingowców i właśnie o tym jest ten artykuł
Czek czy…?
Charytatywność to świetna sprawa. Jest odłamem jednej z wielu różnorodnych form po- mocy. Zwykle tego typu pomoc kojarzy się z pie- niędzmi lub darami, w postaci niezbędnych pro- duktów. Może dlatego, że większość ludzi woli dostać rybę zamiast wędki. Widać to wyraźnie każdego dnia, gdy imprezy i działania charyta- tywne budzą podziw i przyciągają uwagę wielu osób, skupionych na darczyńcach przechadza- jących się niczym po alei gwiazd. Zupełnie inną formą pomocy jest przekazywanie wiedzy, dzie- lenie się doświadczeniem oraz nauczanie. Co ciekawe, jest więcej osób, które niosą pomoc właśnie w takiej postaci, jednak tylko niewielu z nich jest dostrzeganych i podziwianych z tego powodu, nawet jeśli taka pomoc tak naprawdę jest warta o wiele więcej, niż jakakolwiek kwo- ta wypisana na czeku.
W ostatnim czasie, coraz popularniejsze stało się charytatywne naucza- nie umiejętności, które pozwalają na uzyskanie dochodowej pracy. Jedna z polskich firm założy- ła darmową szkołę programowania dla najmłod- szych, a więc jest to znak, że polscy przedsię- biorcy myślą przyszłościowo. „Scrollując” social media, raz na jakiś czas można także napotkać informacje opisujące historię, w których ktoś uczył programowania osoby bezdomne, by te stworzyły swoje własne aplikacje. Czy ta forma pomocy ma przyszłość? Tego nie wiemy, jednak istnieje duże prawdopodobieństwo, że zmiana podejścia, która będzie związana z dostarcza- niem wędki zamiast ryby, spowoduje, że ofero- wana pomoc pozwoli na stworzenie narzędzia, które będzie owocowało przez wiele lat.
Koło czy…?
Dawno temu, wszyscy byliśmy ubodzy… w wie- dzę. Jedliśmy surowe mięso, nie potrafiąc wykrzesać ognia, by rozpalić ognisko. Jakiś czas później, ktoś wpadł na genialny pomysł, wymy- ślając koło i tym samym pomagając nam wszyst- kim. Po wynalezieniu koła, naturalnym było stworzenie dróg, po których mogliśmy podróżo- wać, a w niektórych krajach powstały nawet au- tostrady – również w Polsce, tuż po Euro 2012.
Najbardziej cenię sobie jednak osobę, która wynalazła komputer i to wcale nie dlatego, że dzięki niej możesz teraz czytać napisany prze- ze mnie artykuł. Możesz powiedzieć, że prze- sadzam, bo przecież mógłbym napisać go od- ręcznie, jednak pomyślałeś o tym tylko dlatego, że nie wiesz jak wygląda moje odręczne pismo. Podpowiem jedynie, że gdybyś oceniał mnie po moim charakterze pisma, zostałbym w Twoich oczach wybitnym lekarzem medycyny, którego recepty nie odczyta nawet najbardziej doświad- czony farmaceuta. Wracając jednak do pierwot- nej myśli, okazuje się, że my – marketingowcy, bez odpowiednich narzędzi jesteśmy bezradni.
Błądzilibyśmy po omacku, gdyby nie setki udo- godnień, które pozwalają nam monitorować statystyki tego, co stworzyliśmy i w co zainwe- stował nasz klient. Co gorsze, nigdy nie dotar- libyśmy do odbiorców, gdyby ktoś nie stworzył narzędzi, za pomocą których możemy wyświe- tlać reklamy określonej grupie odbiorców o szczegółowo sprecyzowanych zainteresowa- niach, wynikających nie z deklaracji, a z kon- kretnych czynów. Oznacza to, że dopóki nie otrzymaliśmy naszego marketingowego „koła i młotka”, my –marketingowcy, byliśmy jeszcze biedniejsi niż ci, dla których organizowane są wszystkie zbiórki pomocy charytatywnej.
Na szczęście zadbali o nas programiści, którzy analizując nasze potrzeby, stworzyli narzędzia, bez których dziś nie mielibyśmy racji bytu. Przykładem są chociażby social media. Sam Facebook stanowi szalenie ważne narzędzie marketingowe, mające w sobie mnóstwo baz danych, wiedzy o klientach, ich zainteresowa- niach oraz informacji o aktywności. Specjalnie dla niego stworzono system reklamowy, który pomaga wykorzystać wszystkie te informacje, poznać klienta i dobrać odpowiednią gru- pę docelową, by uzyskać lepszą konwersję. Swoją drogą, Facebook „kupił” te informacje za darmo od swoich klientów, o czym pisałem w swojej książce „Marketing w 3 Tygodnie”, co już było doskonałym posunięciem strategicz- nym twórcy tego narzędzia.
Automat czy…?
Poprzedni akapit rozpocząłem, nawiązując do historii, w której musieliśmy nauczyć się krze- sać ogień i władać nim. Z kolei powstanie koła doprowadziło do rozwoju transportu i budowy dróg. Każdy z tych elementów na skutek roz- woju technologicznego, został dopracowany do perfekcji. Dziś ogień mamy na wyciągnięcie ręki – w postaci zapalniczki, z kolei wspomnia- ne wcześniej kamienne koło, zamieniło się w opony o setkach różnorodnych bieżników, inaczej przystosowanych do pory letniej i zi- mowej. Dopracowaliśmy je do tego stopnia, że inny materiał zastosowany w produkcji, wpły- wa na odprowadzenie nadmiaru wody zimo- wą, deszczową porą, a jeszcze inny powoduje mniejsze zużycie paliwa poprzez zmniejszenie tarcia oraz niewielką emisję hałasu w opo- nach letnich. Teraz potrafimy dalej jechać sa- mochodem, nawet po przebiciu opony, dzięki technologii run flat.
Dokładnie to samo stało się z dziedziną marketingu, gdzie oprócz ist- niejących od dawna narzędzi marketingowych, których dzisiaj omawianym przykładem jest Facebook, powstały kolejne oprogramowania potrafiące wykorzystać jego zasoby jeszcze lepiej i jeszcze efektywniej niż dotychczas. Liczne zewnętrzne oprogramowania pozwa- lają nam zarządzać aktywnością, organizować kampanie marketingowe oraz korzystać z na- rzędzi, których nie dostarczył nam sam wła- ściciel danego narzędzia reklamowego. Co ciekawe, przy obecnie dostępnych systemach marketingowych, to komputer poprawia dzia- łanie człowieka, a nawet zastępuje go przy mozolnej, ręcznej pracy, tworząc setki różno- rodnych wersji komunikatów reklamowych na bazie dostarczonych danych i analizując ich skuteczność. To z kolei zmusza do zastanowie- nia się, na ile jeszcze potrzebna będzie wiedza ekspercka, a także w którym momencie pokry- je się ona, a nawet zostanie zastąpiona przez gotową aplikację.
Ty czy…?
To ciekawe, że wspomniana wędka wręczona za- miast ryby, nie zaspokaja chwilowego głodu, a jedy- nie stanowi narzędzie do zaspokojenia go w przy- szłości. Narzędzia marketingowe to coś, co sprawia, że wiesz, że za pomocą działań marketingowych, będziesz zarabiał nie tylko Ty, ale również kolejne pokolenie. Dajesz bowiem swoim następcom oręż, za pomocą którego, przy odrobinie wiedzy i wy- obraźni, można osiągnąć coś wielkiego – znacznie więcej, niż przy pomocy nawet wieloletniego do- świadczenia i wiedzy eksperckiej. Oznacza to, że Ty – jako synonim wiedzy i doświadczenia – w dużym stopniu możesz zostać zastąpiony przez automaty- zację i aplikacje. Nasuwa się więc pytanie, w któ- rym miejscu aplikacje jako charytatywne narzędzie podtrzymujące byt marketingowca, staną się jego następcą i zastępcą. ■
No comments so far.
Be first to leave comment below.